Film nie sięga książce nawet do pięt. Gagi tu są chybione, teksty skrócone - przez co tracą sens. Postaci nie posiadają książkowych charakterów. Artur chociażby nie jest irytująco drażliwy, Trillian nie zachowuje się jak kobieta z dwoma doktoratami.
Kiedy czytałam "Autostop" bohaterowie wpadali z jednych tarapatów od razu w drugie, akcja się nie zatrzymywała, w filmie wydaje mi się w ogóle nieistotna.
Nie trzeba mieć odpowiedniego poczucia humoru by się z tego śmiać, a po to by to w ogóle obejrzeć do końca.
miałem podobnie, o ile przy lekturze serii Adamsa śmiałem się nieraz jak głupi, to ogladajac film zwyczjanie się nudziłem.
Najbardziej rozczarowała mnie wizualizacja Marvina. A to był mój ksiązkowy idol :(
Film mi się podobał. Mimo, że to właśnie film obejrzałem pierwszy czyli znałem już zarys fabuły książkę czytało się świetnie :) Wiadomo film nie będzie lepszy od książki, zwłaszcza ten hollywoodzki - coś muszą wymyślić, coś dodać i ogólnie muszą stworzyć wątek miłosny. W książce Arthur raz tylko wspomniał tuż po dostaniu się na "Heart of Gold" o Trillian, opisując ją w samych superlatywach. Film oceniam dosyć pozytywnie i zabieram się w najbliższym czasie do lektury kolejnych częsci trylogii w pięciu częściach ;)
Pozdrawiam
Czepiacie się, czepiacie, a przecież Adams brał udział w tworzeniu filmu, więc wiedział bardzo dobrze jaki będzie efekt końcowy....
Ja jestem z filmu zadowolona, poza tym dzięki niemu sięgnęłam po książkę. Ale gusta są różne, wiadomo.
Adams umarł przed realizacją filmu, więc nie mógł brać udział w jego tworzeniu (jedynie w tworzeniu scenariusza) i wiedzieć jaki będzie końcowy efekt.